Recenzja pierwszego numeru polskiej edycji VOGUE

Hej wszystkim! 
Na samym początku chciałam wam baaardzo podziękować za wsparcie jakie od was otrzymałam i tak miłe przywitanie! Nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy i jak bardzo się stresowałam. Takie samo wesparcie dostałam od moich znajomych, to było tak niesamowite. Jesteście najlepsi, ale to już wiecie. Notka miała być już tydzień temu, ale nie dotarł do mnie najważniejszy produkt, wiec musiałam trochę poczekać. :P po tytule już pewnie wiecie o czym mówię, bo dzisiaj będzie recenzja pierwszego polskiego vogue’a!
 Na wstępie powiem, ze ja nie jestem za bardzo luksusową i wymagającą czytelniczką, także weźcie to również pod uwagę, ale byłam tak podekscytowana tym pierwszym numerem, że grzechem byłoby nie wspomnienie o nim tutaj! Vogua śledziłam głównie przez internet zaraz po różnych pokazach i fashion week’ach, ale również w swojej kolekcji mam jeden amerykański egzemplarz z października 2017 roku, wiec miałam już do czynienia z tym magazynem. Jest to czasopismo dosyć odbiegające od tego, do którego jesteśmy przyzwyczajone, ponieważ jest to całkiem gruba „księga” (362 str) z duża ilością luksusowych reklam (aż 151 str!), ale o tym zaraz wspomnę. Postaram się omówić zarówno plusy, jak i minusy tego magazynu, także jeśli jesteście zainteresowane to zapraszam! 
Zacznę może od czegoś, co się bardzo rzuca w oczy i coś, co wywołało mnóstwo kontrowersji, czyli okładka. Mi się osobiście okładka bardzo podoba. Być może i jest dosyć ponura i czarno-biała, ale uważam, ze to bardzo fajnie komponuje się z tym napisem „vogue”. Bardzo na plus jak dla mnie jest brak tych bocznych napisów, które zasłaniały cała okładkę co ma miejsce np w Amerykańskiej edycji i wielu innych. Kolejna rzecz- jak dowiadujemy się z magazynu zdjęcia były robione pod koniec listopada, czyli w jesień, a niestety ta pora roku charakteryzuje się burą i smutną pogodą, a gdyby zdjęcie było robione na ciepłych Karaibach to myśle, ze okładka nie byłaby aż tak Polska jak jest teraz, a o to właśnie redakcji chodziło- aby pierwszy vogue wypuszczony w Polsce był jak najbardziej polski. No właśnie, jeśli o polskość chodzi... Głównym oskarżeniem co do tej okładki jest Pałac Kultury i Nauki, który, jak wiemy, został wybudowany przez ZSRR w czasach PRL-u co powoduje, że traci on swoją „polskość”. Ale kurde. Nie chce tutaj wchodzić w tematykę polityki, ale przecież PKiN jest silnie kojarzony z Polską, Warszawa itd. Gdybyście zapytali turystę co kojarzy mu się z Polską to napewno na którymś miejscu byłby ten budynek. Chcąc, nie chcąc, stał się on nasza wizytówką. Oprócz tego na okładce widzimy dwie POLSKIE Top modelki znane na całym ŚWIECIE- czyli Anja Rubik i Małgorzata Bela. Jedyne co mi w tej okładce może przeszkadzać to bardzo widoczny smog (który notabene niestety również jest dosyć Polski :D). Ale prawda jest taka, że zapytawszy się mamy co sądzi o okładce to powiedziała „nie wiem, może trochę zajeżdża PRL-em”, wiec myślę, ze odczucia mogą się różnic w zaleznosci od wieku, chociaż wciąż mam wrażenie i nadzieje, że to lekka nadinterpretacja. Napiszcie koniecznie wasze odczucia na ten temat i co wy o tym myślicie, a ja przechodzę już do środka magazynu. 
Pierwszą fajną rzeczą, która rzuciła mi się w oczy było zdjęcie całej redakcji: 

Co prawda nigdy nie miałam pierwszego wydania jakiegoś magazynu w rękach na dłużej, ale nie spotkałam się jeszcze z takim „przywitaniem” ze strony team’u, co według mnie jest bardzo miłym gestem. 
Ogólnie same teksty również były bardzo ciekawe, np. artykuł o tym, jak social media zrewolucjonizowały domy mody. Jak ogólnie moda musiała się dostosować do technologii, potrzeb konsumenta itd. Nigdy, przyznaje się szczerze, nie patrzałam na to w ten sposób, a okazuje się, że wiele firm przez to zbankrutowało. 


Albo o dwóch kobietach, które opowiadają jak wyglądała (albo w sumie nie wyglądała) moda za czasów PRL-u. 
naciśnij i przybliż, żeby przeczytać
Jeśli chodzi jeszcze o plusy to napewno jest to cena. Vogue kosztuje 16,90., czyli nie tak źle jak się spodziewałam, a tak jak wspomniałam na początku, dostajemy do przeglądania 362 strony. Dodatkowo w środku możemy znaleźć jakieś mini gratisiki jak np. Trend book, wiosna 2018 z Sephory:

A w nim, oprócz najnowszych produktów, są również propozycje i, jak sama nazwa wskazuje, trendy makijażowe. 
Poza tym vogue emanuje taka fajna girl power, przez te wszystkie artykuły, reklamy itd. No i warto zauważyć, ze jest łatwo dostępny, bo w wielu kioskach już zdążyłam go wyhaczyć. 
No ale żeby nie było za miło bez minusów również się nie obyło. Pierwszym, który chciałabym zauważyć jest conajmniej dziwna sesja Anji Rubik i... innych przedmiotów. Sesje wykonał ten sam fotograf co okładkę i został on poproszony o sfotografowanie rzeczy i osób, które mu się z Polską kojarzą. 

Tutaj np. mamy rzadki okaz Anji Rubik wijącej się na ziemniakach. 


A tutaj na górze piachu, błota i Bóg wie co jeszcze


A tutaj te zdjęcie po prawej stronie jest po prostu nieestetyczne. Jestem w stanie jeszcze zrozumieć, że samolot z orłem, metro itd, ale kadr to taki 2/10


Tutaj kolejny rzadki okaz Rubik na kapuście. SPOJLER ALARM! Cebuli nie będzie niestety. :/ 



No i ostatnie, to mnie akurat rozśmieszyło, bo po lewej stronie mamy jakże polskie danie czyli ostrygi a po prawej piękne buty i rajstopy uwalone błotem. Czy to jest ta sztuka? 
Kolejna rzecz to REKLAMY. I jak gdyby, okej, miałam wczesniej styczność z voguem i zdawał sobie sprawy, ze jest on po części takim katalogiem reklam, ale wydaje mi się, że w polskiej edycji jest tego trochę więcej, bo przecież u nas reklamy stanowią około 40%! Ale tutaj nie jestem pewna, może gdzieś indziej tez tak jest i to tylko moje złudzenie, poprawcie mnie jeśli sie mylę. 
I ostatnia rzecz, która mną po prostu WSTRZĄSNĘŁA jak to zobaczyłam, a mianowicie na samym końcu, na ostatniej stronie mamy co? HOROSKOP moje drogie. :))) 

Nie mogłam uwierzyć, że w tak nowoczesnej gazecie, która tak jak powiedziałam wczesniej ukazuje siłę kobiet, niezależność i te sprawy a na końcu dają nam do przeczytania horoskop. Średniowiecze, czy to ty??? A w kolejnym numerze co, krzyżówka? 
Ale reasumując, uważam, że pierwsza edycja polskiego vogue’a to naprawde historiczny moment dla polskiej branży modowej i ja przynajmniej nazbierałam więcej plusów niż minusów oraz obiecałam sobie, że będę tę gazetę kolekcjonować. Ale jestem szalenie ciekawa co wy o tym wszystkim myślicie, jak się na to zapatrujecie? Powiem szczerze, ze dość sporo pracy zajęła mi ta notka, ale taka praca to czysta przyjemność! Ale będzie mi miło, jeśli docenicie poświęcony czas i skomentujecie ten post. :) 
Ja się z wami narazie żegnam, życzę wam cudownego tygodnia i pamiętajcie, ze jesteście najlepsi i piękni. :*
Love, Nika. 

Czytaj dalej »
Believe © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka